Wyświetlenia

sobota, 27 września 2014

Chinese day out

Do szczęścia potrzeba tylko weekendów, chińskiego jedzenia i chińskich przyjaciół.
Dzisiaj miałam prawdziwą ucztę! Kurczak na ostro w sezamie, tofu w sosie chilli, ryż smażony z kaczką, ryż z różnymi rodzajami mięsa...mmm. A chińskiemu ryżowi nie równa się żaden ryż! Tylko jeszcze nie mam wystarczającej wprawy w używaniu pałeczek!







środa, 24 września 2014

Przedmioty-kłopoty!

Jeśli wybieracie się do brytyjskiej szkoły zastanówcie się 1000 razy, czego chcecie się uczyć. Rada: weźcie to, w czym jesteście dobrzy. To, co nie sprawia wam trudności. I koniecznie sprawdźcie, ile kursów jest oferowanych na uniwerkach!
Ja, chcąc studiować medycynę, wzięłam biologię, chemię i matmę. O ile bardzo lubię chemię i matmę, o tyle nie znoszę biologii. Zawiła pamięciówka, bez sensu, nudne, ble! Okazuje się, że nigdy do końca nie lubiłam tego przedmiotu, co uwidoczniło się całkowicie dopiero teraz. (Wyniki egzaminów AS-level, które nie były wcale fatalne, ale na med niewystarczające.) Zawsze byłam przekonana, że tylko ścisłe przedmioty są w stanie zagwarantować mi dobry zawód etc., nie wiedziałam, że w Anglii jest taki wybór undergraduate studies, że głowa mała. I to, że jesteś humanistą wcale nie znaczy, że skończysz na kasie w McDonaldzie.
Gdybym mogła zacząć od początku uczyłabym się matmy, biznesu, historii, ekonomii albo filozofii i etyki lub geografii.
Teraz w związku z moimi A-levels mam mały kłopot przy aplikowaniu na uniwersytety. W wakacje dużo się zastanawiałam nad tym, co studiować i doszłam do wniosku, że jeśli nie jest to medycyna, to nic związanego z nią, typu pielęgniarstwo, położnictwo, ratownictwo medyczne mnie nie interesuje. A jakieś biochemie, biotechnologie odpadają, bo biologia fu! Mama rzuciła pomysł, a gdyby tak arabistyka na UJ? Łatwo przychodzi mi nauka języków (przynajmniej europejskich :>), a kultura arabska zawsze mnie interesowała. Ale znowu w Polsce musiałabym prawdopodobnie zaczynać rok akademicki rok później, bo wyniki egzaminów dostaję dopiero 14 sierpnia. Więc sprawdziłam, jak arabistyka wygląda w UK. Juhu! Nie ma wymagań, co do przedmiotów! Jedynie Manchester PREFERUJE język na co najmniej AS-level. Jeszcze trochę poszperałam i podjęłam decyzję. Chcę studiować International Business and Arabic. Wszystkich szokuje zmiana kierunku, ale mój personal statement jest już prawie gotowy, niedługo zostanie wysłany, wtedy tylko czekać na oferty...
Wish me luck.

poniedziałek, 15 września 2014

Zmiany, Chińczycy, Europejczycy i yuany.

Przepraszam, nie było mnie!
I już, rok szkolny rozpoczęty na dobre, mija kolejny tydzień, pracy dużo, ale to dobrze. Czas leci szybciej. 
Co do posta poprzedniego. Zmienia się, zmienia! Zdaje się, że dzięki temu, że tyle narodowości miesza się tu ze sobą, ludzie zmuszeni są przebywać razem, rozmawiać, poznawać się. I dobrze, wspaniale! Miło patrzeć, jak Rosjanin przyjaźni się z Ukraińcem. To do tych młodych ludzi należą przyszłe zmiany, ja liczę na to, że każda dobra znajomość między, teoretycznie, wrogami wnosi coś dobrego, zmienia coś i po jednej, i po drugiej stronie. Oby tak dalej. 
W poprzednich latach widoczny był podział na Chińczyków i Europejczyków, zwłaszcza odczuwalny w boarding community. Ten rok to dla mnie coś niesamowitego. Przynajmniej w moim domu już nie czuć podziałów. Super, super, super, ja sama odkąd przyjechałam rok temu, starałam się nawiązywać kontakty, ale trudno było przebrnąć przez skorupę uprzedzeń. Choć i tak udało mi się zbliżyć do niektórych chińskich lasek, niewielu w prawdzie, ale zawsze to sukces i małymi krokami dochodzi się do celu, eh? :) 
Ale jeszcze bardziej niż dziewczyny, lubię chińskich chłopców. Tegoroczni to bajka haha! Mili, ładni, mówiący nieźle po angielsku i co najważniejsze: OTWARCI I PRZYJACIELSCY! Ja wolę ich od tych przaśnych europejskich chłopców...Przynajmniej wśród moich chińskich kumpli nie ma rasistów, ksenofobów, oni chcą nawiązywać kontakty, ale jak mają to robić, skoro trafiają na mur? Bardzo mnie smuci fakt, że ani jedno z moich europejskich znajomych nie wierzy mi, że można zaprzyjaźnić się z Chińczykiem czy Chinką. Kiedy po zawarciu nowej znajomości podekscytowana pobiegłam do koleżanek-Polki i Bułgarki, żeby się pochwalić, usłyszałam: coooo? yhy, przecież oni nie mówią po angielsku. Zdziwiona, pytam: a czy kiedykolwiek próbowałaś porozmawiać? Yy, nie, ale po co? 
Właśnie, po co? Jak dla mnie, każda taka przyjaźń jest na wagę złota. Nie wiemy, dokąd los nas poniesie, a mieć życzliwą osobę w dalekim (lub bliskim) zakątku świata, to skarb. Nie wiemy, czyjej pomocy będziemy potrzebować. A jeśli nawet nie pomocy, to chyba lepiej lecieć do Chin do koleżanki, niż zatrzymywać się w hotelu i płacić za przewodników? :>
Zakończę optymistycznie. Dostałam dzisiaj od kolegi Chińczyka imieniem Seven (!), prezent powitalny (?). 60 yuanów. Równowartość trzydziestu złotych. Kiedy ze zdziwieniem zapytałam, dlaczego, wszyscy chińscy koledzy przy stole wybuchnęli gromkim śmiechem, po czym Seven bardzo poważnie odpowiedział: nice to meet you, souvenir, souvenir! Ach, gdyby tylko tak każda poznana osoba chciała dawać mi na powitanie 3 dychy...
60 yuanów od Sevena. 

sobota, 6 września 2014

Back in Bees

Doleciałam, jestem, wreszcie udało mi się odpalić laptopa i piszę!
Po kolei. Jak to często bywa, podróż była pełna niespodzianek. Lot 14.10 z Katowic, przesiadka we Frankfurcie. Tylko czas przesiadki to niecała godzina. A tu informacja, że lot opóźniony pół godziny, już wiem, że nie mam szans zdążyć. Ale lecę, bo co robić. We Frankfurcie ledwo zdążam na lot do Brukseli, na który zostałam przeniesiona. Z Brukseli lecę do Manchesteru. Gdy wysiadam z samolotu z nadzieją, że już koniec niespodzianek- BAGAŻU BRAK! Okazuje się, że nie leciał ze mną z Niemiec. W punkcie zagubionego bagażu dostaję info, że dostarczą go następnego dnia po południu. Oczywiście nie dotarł. Nerwy, bo w co ubrać się na formal dinner z okazji rozpoczęcia roku? :)
Bagaż dostałam w piątek i wraz z nim wrócił mój laptop! :)
Pierwsze dni w szkole, trudno przyzwyczaić się do rutyny po wakacyjnym luzie. Ale biorę się w garść i zaczynam naukę pełną parą.
Nasz dom pęka w szwach, dziewczyn jest znacznie więcej niż w zeszłym roku. I dobrze, im więcej tym weselej, zważywszy na to, że "nowe" są chętne do zawierania nowych znajomości i spędzania fajnie czasu razem. Mamy dziewczyny z Rumunii, Gruzji, Czarnogóry, Rosji, Polski, Chin, Wietnamu, Bułgarii, Niemiec, Nigerii...Mieszanka! Jest wesoło i międzynarodowo. To jest super, ale mimo wszystko istnieje podział na obcokrajowców i Brytyjczyków. Szkoda, bo tę niechęć da się odczuć. I w zasadzie nie wiadomo z czego to wynika, bo szkoła szczyci się tym, że jest international. A jednak nie starają się o przyjaźń między uczniami. Może uda się to zmienić? Miejmy nadzieję!