Wyświetlenia

niedziela, 23 listopada 2014

La donna è mobile?

Nie tylko donna, panowie też bywają zmienni.

Ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że zmienna jestem ja. Pamiętacie, miałam studiować arabski. Otóż not anymore. Rodzicom po dwóch miesiącach usilnych starań udało się mnie przekonać bym zmieniła zdanie i wybrała inny język. Inny znaczy chiński. Bo perspektywy, bo znajomości, bo państwo islamskie. Z tego powodu niewiele mnie było ostatnio na blogu, bo przerabiałam gotowy personal statement. Dobra wiadomość: już skończyłam. Wysyłam całość w poniedziałek, najpóźniej wtorek. Przynajmniej to będę miała z głowy. A, kierunek zostaje ten sam, jedynie język inny. (International business and chinese)

A inne powody mojej nieobecności to:
1. Masa roboty w szkole z powodu kończącego się semestru. Wszyscy nauczyciele nagle zorientowali się, że potrzebują ocen, by móc wystawić raport semestralny. 
2. Pantomime. Jest to tradycyjne przedstawienie-musical, wystawiane w okresie bożonarodzeniowym. British thing.  Dostałam całkiem niezłą rolę, próby zajmują 3-4 wieczory w tygodniu. Kiedy dochodzą do tego 4 testy pod rząd zostaje niewiele czasu na przyjemności. Ale to bardzo fajna rzecz, zbliża uczniów do siebie, jest dużo śmiechu, no super! Wystawiamy Alladyna. Akcja rozgrywa się w Pekinie. Moja postać nazywa się Susie Pong, prowadzi miejską łaźnię. Dowcip polega na tym, że "pong", oprócz tego, że niby brzmi chińsko, znaczy z angielskiego "smród". Więc Susie myje całe miasto, ale samej siebie nigdy...
Panto jest bardzo prześmiewcze, żarty często uderzają w nauczycieli lub poszczególnych uczniów. Swoją sporą kwestię mam znać na jutro, póki co jestem w lesie.

A tak to już Christmas season pełną parą, na drugie śniadanie mince pies, pani kucharka w czapce Mikołaja. Trzy tygodnie i do domu, po drodze świąteczna kolacja naszego domu i bal! A za tydzień wycieczka całodniowa do Glasgow. Mimo nadmiaru zadań i niedomiaru czasu, życie jest całkiem niezłe!





Mince pies
22.11 Lodowisko w Szkocji z Desi, Coriną i Matthew (od lewej)

                     

sobota, 8 listopada 2014

Wróciłam..

22go października rozpoczęła się przerwa w połowie semestru, mogłam wreszcie wrócić do domu. Podróż, jak zawsze, nie bez przygód. Pociąg do Manchester Airport przez Carlisle został odwołany. Godzina 11.30, 4.5 godziny do odprawy. Co robić? Lekka panika, na szczęście nie byłam sama. Okazało się, że o 12stej do Manchesteru jedzie szkolny busik, zabraliśmy się z kolegą i koleżanką i już bez dalszych przygód dotarłam do domu.

W domu, niebo. Dobre jedzenie, własne łóżko, rodzina, koty, psy, przyjaciele. I, ehkem, halołinowa impreza. Co tu dużo mówić, przetańczyłam całą noc.

Niestety, już 2go listopada o 6 rano powrót do szkoły. Nawet w sumie nie zmartwiło mnie to bardzo, od listopada odliczam tygodnie do Świąt. Ten czas biegnie bardzo szybko, ciągle się coś dzieje, wszyscy są zajęci, zarówno szkołą, jak i zajęciami pozaszkolnymi, przygotowaniami do świątecznych kolacji i oczywiście do dorocznego balu. 5 tygodni i znów będę z bliskimi!

Ale więcej o powrocie. Nie żeby było aż tak dużo do opisywania, bo od razu we wtorek dostałam anginy i od 5 dni leżę. Biorę antybiotyki, w dosyć ciekawy sposób swoją drogą. Otóż muszę brać 8 tabletek dziennie. 8! OSIEM! Czyli 80 przez 10 dni kuracji. Nie spotkałam się z tym w Polsce, ale może chociaż wyleczę się porządnie z moich powracających infekcji migdałków. Mój tatuś oczywiście obwinia za moją chorobę pamiętną imprezę, jak to ujął: wiesz od czego jest zapalenie migdałków? od MIGDALENIA SIĘ z jakimiś chłopcami!

Nieee, nie ma racji. :>

W samolocie z Hannah 

HALLOWEEN PARTEEEEY!


No i znów Manchester, z Desi i Lucasem